Imperium umiera w Ukrainie

Gdy narasta napięcie, związane z groźbą rosyjskiej agresji, świat patrzy przede wszystkim na Moskwę, pytając, co zrobi Putin i jak na jego działania zareaguje Zachód. Znacznie zaś rzadziej padają pytania, co dzieje się w Kijowie, od którego woli politycznej i mobilizacji do stawienia oporu agresji zależy nie mniej od postawy Waszyngtonu, Londynu czy Paryża.

Bez zdecydowanej postawy samej Ukrainy, Zachód nie byłby w stanie dla niej nic zrobić. Pomagać można jedynie temu, kto się sam aktywnie broni. I taką postawę przyjął zarówno prezydent Zełenski, jak i ukraińskie społeczeństwo.

Prezydent Zełenski ani przez chwilę nie zdradzał gotowości do ustępstw wobec Moskwy. Jego przemówienie w Monachium było ofensywne i dlatego przywitano je oklaskami na stojąco. Postawa polityków ukraińskich jest nie tylko zdecydowana wobec Moskwy, ale nacechowana także sporą dozą asertywności wobec kunktatorstwa Zachodu, a w szczególności Niemiec.

Kijów nie chce przedstawiać się wyłącznie jako ofiara rosyjskiej agresji, ale jako samodzielny gracz polityki międzynarodowej, samoświadomy dużego znaczenia, nie tylko regionalnego, ale w chwili obecnej również globalnego. Decyduje o tym nie tylko sama konfrontacja z Rosją i strategiczne położenie nad Morzem Czarnym.

Ukraińcy zdają sobie doskonale sprawę, że ich niezależna państwowość kwestionuje istnienie Rosji jako imperium. Imperium rosyjskie bez Ukrainy nie może istnieć. I taką perspektywę ma większość ukraińskiej elity politycznej i kulturalnej.

Ukraińcy mają też poczucie intelektualnej przewagi nad Rosją, znają bowiem dobrze nie tylko historię Ukrainy ale i historię Rosji, gdy tymczasem elity rosyjskie mają o Ukrainie blade pojęcie. Ukraińcy władają rosyjskim i znają rosyjską mentalność (można by powiedzieć aż nazbyt dobrze), Rosjanie nie władają ukraińskimi i Ukraińców lekceważą. Ukraińskość kształtowała się w procesie narodotwórczym XIX wieku, w analogii do podobnych ruchów kształtujących współczesną europejskość. Rosyjski proces narodotwórczy był połowiczny i ograniczony, okaleczony ideą imperialną.

W wystąpieniu uzasadniającym agresję Putin w zadziwiający sposób nazywa Ukrainę tworem Lenina. Jest to interpretacja niepozbawiona perwersyjnej racji. Polityka narodowościowa Lenina polegała na ustępstwach wobec skolonizowanych narodów carskiego imperium, co było koniecznością, aby bolszewicy mogli pokonać białą Rosję. Prawdą jest jednak również, że sowiecka Ukraina powstała w wyniku bolszewickiego najazdu na niezależne państwo, którym była Ukraińska Republika Ludowa.

Putin jako „historyk” głównym punktem odniesienia czyni już nie Rosję bolszewicką, a Rosję carską. Tu jednak dopiero napotyka trudności, jakie stawia historia jego imperialnym wyobrażeniom (najpewniej dlatego, że na kagiebowskich kursach historii nie uczono o ojcu ukraińskiej historiografii jakim był Mykoła Hruszewski, dziejopis i badacz średniowiecznej Rusi). Kością w gardle staje średniowieczna Ruś, której centrum był Kijów, gdy pierwsza wzmianka o Moskwie pochodzi z połowy XII wieku.

Oczywiście średniowieczna Ruś mogłaby być traktowana jako zaczątek zarówno ukraińskiej, jak i rosyjskiej państwowości, podobnie jak cesarstwo Karola Wielkiego traktowane jest dzisiaj jako początek państwowości francuskiej i niemieckiej. Nie chcąc się jednak „podzielić” przeszłością z Ukraińcami na pokojowych warunkach, Putin nieświadomie pozbawia Rosję głębszych historycznych korzeni, bo koniec końców średniowieczna Ruś była kijowską a w żaden sposób nie była i nie mogła być moskiewską.

Podobny problem dotyczy też prawosławia. Moskwa wciąż chce być jego światową stolicą. Tylko że wierzących prawosławnych jest dziś więcej w Ukrainie, a patriarchat moskiewski jest instytucją przeżartą kagiebowską agenturą, gdy tymczasem prawosławie ukraińskie zdobywa się z archimandrytą Filarionem na odwagę trudnych reform. Nie sposób natomiast o takie reformy w cerkwi, której głównym teologiem jest Putin.

Czas pracuje na rzecz Ukrainy w wielu punktach. Kończy się era ropy i gazu. Powstanie w świecie kilkudziesięciu siłowni jądrowych nowej generacji, wspartych przez inwestycje OZE, pozbawi Rosję jej głównego źródła dochodu. Już dziś amerykańskie LNG ogranicza skuteczność rosyjskiego szantażu.

Reformująca się na wzór zachodni gospodarka ukraińska (niezależnie od tego jak opornie to idzie) przy naturalnych zasobach może dać Ukrainie w ciągu najbliższych dziesięciu lat dochód na głowę porównywalny, a nawet wyższy od dochodu w Rosji. Nie trzeba wielkiej wyobraźni, jakie to miałoby znaczenie.

Ukraińcy, jak się wydaje, znakomicie zdają sobie sprawę, że konflikt z Rosją, będąc dla nich wielkim zagrożeniem, podsuwa też niebywałą szansę. Ukraina zostawiona sama sobie, z kulającą gospodarką, defektami własnej demokracji otaczającymi ją mgłą ignorancji, z pewnością długo czekałaby na więcej uwagi w szerokim świecie. Stereotyp, że Ukraina, to część Rosji, co tak chętnie powtarza Putin, mógłby się dłużej utrzymywać. Niewykluczone też, że gdyby to Rosja zdecydowała się pierwsza na śmiałe gospodarcze reformy i demokratyzację, stała by się dla Ukraińców magnesem, a Ukraina nadal pozostawałaby w cieniu. Dzieje się jednak dokładnie odwrotnie.

Historyczne brednie opowiadane przez Putina, tym mniej wiarygodne jako opowieść agresora, wywołują kolosalny wzrost zainteresowania krajem, który jest przedmiotem takiego ataku. Cały świat uczy się w przyspieszony sposób, jakim krajem jest Ukraina i jakim społeczeństwem są Ukraińcy. Konflikt prowokowany przez Putina zwraca oczy całego świata nie tylko na Kijów, ale też na Charków, Odessę, Krym, Donbas. Związany jest z tym przyspieszony kurs geografii i historii.

Nie jest nadmiarem idealizmu twierdzenie, że Ukrainie dodaje dziś siły jej obecny renesans kulturalny. Chodzi nie tylko o międzynarodową popularność pisarzy takich jak Oksana Zabużko czy Jurij Andruchowycz, tłumaczonych na dziesiątki języków, czy też amerykańsko-ukraińską szkołę historyczną z korzeniami w Harvardzie (dziś łatwiej o angielskojęzyczne z podręczniki historii Ukrainy niż historii Polski). Specyfiką obecnego przebudzenia ukraińskiej kultury jest przywrócenie pamięci o ukraińskiej kulturze, którą sowiecka Rosja z brutalnością gnębiła. Na szeroką europejską scenę powraca wielki reformator europejskiego i awangardowego teatru Łeś Kurbas (zapomniany w cieniu czczonego w Rosji Stanisławskiego), kino ukraińskie odwołujące się do ojca założyciela Ołeksandra Dowżenki, a współczesna poezja czerpie natchnienie od Wasyla Stusa, kandydata do nagrody Nobla, który zmarł w Gułagu już za czasów Gorbaczowa. Opowieść Ukrainy o własnym losie jest na wskroś europejska i musi budzić poważny namysł u każdego, kto pyta o europejską tożsamość.

Rosjanie chcą traktować Charków jako rosyjskie miasto (ma być podobno pierwszym celem zapowiadanej agresji), jednak Ukraińcy wiedzą, że tak zwana Ukraina Słobodzka, której stolicą jest Charków, dawny kozacki obóz, to centrum ukraińskiego ruchu narodotwórczego w XIX wieku. Są to wszystko ważne dla świadomości ukraińskiej odniesienia zarówno geograficzne jak i kulturalne, które w zasadniczy sposób kwestionują prymitywne wyobrażenia byłego KGB-isty Putina.

Dylemat polityki ukraińskiej dotyczy w dużym stopniu tego jak traktować anektowane przez Rosję terytoria. Ukraina da sobie bez nich z pewnością radę. Odzyskanie całego Donbasu w tej chwili stanowiłoby jedynie ogromne obciążenie. Również Krymu. Istnieje też uzasadnione domniemanie, że ludność tych terenów (ok.3.5 mln łącznie) stanowiłaby zaplecze prorosyjskiego skrzydła w ukraińskiej polityce. A jednak Ukraina broni z uporem swojej integralności, bowiem chodzi nie tylko o dzień dzisiejszy, ale również o jutro.

Rosyjska interwencja to dla Ukrainy tragedia. Putinowi nie przychodzi do głowy, że skoro Rosja nie umiała powstrzymać ukraińskiego procesu narodowotwórczego w wieku XIX, to tym bardziej nie sposób zdusić ukraińską tożsamość dzisiaj, gdy przeszła ona skutecznie tyle ciężkich i tragicznych prób.  Putin podkreśla łaskawość Lenina wobec Ukrainy, ale zapomina o Wielkim Głodzie i czystce ukraińskich elit w latach trzydziestych. Może to napawać strachem przed Rosją. W istocie daje Ukraińcom poczucie, że potrafią przetrwać najgorsze. Świetnie ujmuje to Oksana Zabużko w swojej ostatniej książce, pisząc, że Ukraińców można podejrzewać o wiele słabości, ale nie o to, że nie potrafią się bić o swoje w imię Ukrainy.

Ukraińcy chcą walczyć i walczyć będą, wierząc, że nie tylko obronią swój kraj, ale i obalą znienawidzone imperium. Przed ambasadą rosyjską w Kijowie odbyła się przed paroma dniami demonstracja z transparentem: „Śmierć imperium”. Ukraińcy wiedzą, że to wcześniej czy później nastąpi. Putin o tym jeszcze nie wie.



Kategorie:Rosja, Ukraina

Tagi: , , ,

Dodaj komentarz