Czy Polska może być krajem bez znaczenia?

Odpowiedz „tak” wydaje się niedorzecznością. Polska to dwudziesta co do wielkości gospodarka świata i szósta w Unii Europejskiej, państwo położone w samym środku Europy. Polski głos w Brukseli zdaje się być nie do pominięcia. Polska jest silnie osadzona w stosunkach międzynarodowych i dzięki takim inicjatywom jak „trójkat weimarski” stała się niemal równorzędnym partnerem takich stolic jak Paryż czy Berlin. W dużym stopniu Europa zachodnia zawdzięcza Polsce szybsze zrozumienie agresywnej natury polityki moskiewskiej.
A jednak ! Polityka jest grą bardzo skomplikowaną. Pogorszenie własnej pozycji nie jest zadaniem niewykonalnym. Polityka globalna przeżywa obecnie głęboką ewolucję. Jeszcze dekadę temu nikt nie mógł przypuszczać, że państwa takie jak Turcja czy Ukraina staną znaczącymi aktorami światowej polityki. Dwie dekady temu nikt nie myślał, że Korea Płd będzie potęgą gospodarczą w skali światowej, podobnie nie groziła nam „inwazja” emigrantów z południa, bowiem ludności w Afryce północnej było bez porównania mniej ludności niż w Europie. Świat potrafi zmieniać się bardzo szybko, a w szczególnych wypadkach dla poszczególnych krajów zmiana może być skokowa. Czy coś takiego może wydarzyć się Polsce i to w taki sposób, że Polska straci swoją obecną pozycję? Aby się tak stało muszą być spełnione odpowiednie warunki i trzeba popełnić odpowiednią ilość błędów.
Pierwszym warunkiem jest popsucie sobie stosunków z Niemcami. Zamiast współpracować z Berlinem, można starać się o budowanie w Europie środkowej antyniemieckiego bloku. Można twierdzić (czytając podręczniki dawniejszej historii), że Polska jest wciąż w kleszczach niemiecko-rosyjskich i za wszelką cenę te wyimaginowane kleszcze starać się rozerwać przez budowanie wyimaginowanych projektów takich jak Międzymorze (nie zauważając przy tym, że Partnerstwo Wschodnie było w nowych warunkach jakimś przybliżonym sposobem realizacji właśnie owego „międzymorza”).
Drugim warunkiem osłabienia pozycji Polski jest pokazywanie figi Brukseli. Można to zrobić w najrozmaitszy sposób. Najlepszym sposobem jest łamanie reguł gry, które są ustalone dla całej wspólnoty. Można je przedstawiać jako narzucone. Można twierdzić, że chcemy być członkiem UE, ale jedynie na własnych warunkach. Postępowanie to przypomina członka jakiegoś klubu, który nagle zaczyna twierdzić, że nie zgada się na statut klubu i będzie pisał własny. Klub jest stateczny, nikt dziwaka nie wyrzuca, ale traktowany jest jak półgłupek.
Bardzo dobrym sposobem osłabienia międzynarodowej pozycji Polski jest zawieranie egzotycznych sojuszy, traktowanych jako strategiczne. O taki sojusz można na przykład starać się z Wielką Brytanią, która właśnie debatuje nad wystąpieniem z UE, co związane byłoby z pogorszeniem się sytuacji setek tysięcy mieszkających tam obywateli polskich. Sojusz z Wielką Brytanią można przedstawiać jako alternatywę dla dobrych stosunków z Niemcami i istotnie trudno o to, aby Londyn „zwasalizował” Warszawę, bowiem los Warszawy jest Londynowi dość obojętny.
A propos strategii można też twierdzić, że Polska stanie się strategicznym partnerem Chin i Chiny budują nowy jedwabny szlak tylko po to, by dotarł on do Warszawy.
Można też twierdzić, że główne oparcie (przeciw dekadenckiej i lewackiej Europie) znajdzie Polska w Stanach Zjednoczonych. Tam są twardziele, które nam pomogą i obronią (jak odejdzie Obama). Może nawet wypożyczą nam bombę atomową, abyśmy mogli poczuć się trochę lepiej. Kłopot jest tylko w tym, że psując sobie stosunki z Niemcami traci się punkty w Waszyngtonie. Mając do wyboru Warszawę i Berlin, amerykanie nieomylnie muszą wybrać Berlin, patrząc na polityków z Warszawy jako gości, którzy nic nie rozumieją ze światowej polityki.
Argumenty o sile współczesnej Polski można długo wyliczać. Polska jest krajem o gospodarce jedynie dwukrotnie mniejszej od gospodarki rosyjskiej. Niemcy też gonimy, wystarczy przyjrzeć się byłej NRD. Wreszcie dochód na głowę w Polsce to ponad ¾ Unii Europejskiej a to przecież jest grupa najbogatszych państw świata. Wydaje się więc, że Polska ma zapewnioną istotną pozycje w koncercie państwa europejskich. Okazuje się, że wcale tak nie jest. Pomysłów by Polskę zdegradować jest dzisiaj całe multum.
Można udawać, że jest się takim mocnym, iż stać nas na całkowicie samodzielną politykę. Pozycja i siła danego państwa zależy nie tylko od własnych zasobów, ale w ogromnej mierze od rodzaju i jakości związków z innymi państwami. Nawet jednak USA nie stać na politykę w 100% samodzielną i wiele swoich posunięć muszą staranie negocjować z partnerami. Można jednak twierdzić, że Polskę stać. Sojusz oznacza współzależność. Gdy odrzuca się jedne współzależności, wpada się w inne. Dobrym przykładem jest dumny Węgier Orban. Odwrócił się on plecami do EU i wpadł współzależność od Moskwy. W dzisiejszej Europie jest tylko wybór między Brukselą i Moskwą. Można, będąc nawet w gębie najbardziej antyrosyjskim, popaść w zależność od Putina.
Należy się jednak pocieszyć. Nie będzie najpewniej aż tak źle. Ostateczne ugruntowanie się samodzielności Ukrainy zmieni zasadniczo położenie Polski, czyniąc Polskę krajem w bezpiecznym położeniu w pełni środkowoeuropejskim. Ukraina wspierana przez cały Zachód da sobie radę, przejmując rolę „przedmurza” i obejmując strategiczne pozycje nad Morzem Czarnym. Rosja Putina znajdzie się w głębokim kryzysie i nie zaatakuje Warszawy ani nawet niezdolna będzie do wykorzystania głupoty i dyletantyzmu niektórych nadwiślańskich speców od polityki zagranicznej. Z Berlina, Paryża i Waszyngtonu będzie się leciało prosto do Kijowa, omijając Warszawę pogrążoną w śnie o potędze i odzyskiwaniu „silnej, samodzielnej pozycji” (rzekomo utraconej przez uległość wobec Berlina i Brukseli). Polska będzie mimo wszystkich ekstrawagancji bezpieczną europejską prowincją, budzącą może uśmieszek i lekką kpinę. Może ktoś życzliwy i wspominający dawniejsze czasy powie nawet „przecież oni mieli kiedyś kogoś takiego jak Wałęsa”. Nie będzie się tam jeździć na ważniejsze spotkania międzynarodowe, ale każdą większą konferencję organizowaną przez Warszawę uświetnią zawsze Victor Orban i Milosz Zeman. Można więc być krajem bez znaczenia i nie jest to wcale tak źle. Nie będzie to międzymorze, ale bajoro będzie swojskie.



Kategorie:Geopolityka;, Kultura polityczna, Polityka polska;, Polityka zagraniczna i stosunki międzynarodowe;, Unia Europejska;

Tagi: , , ,

2 replies

  1. Pamiętam z czasów poprzedniego rządu PIS w latach 2005/2007 rozmowy w Ambasadzie RP w Berlinie, w której wówczas pracowałem, z wysokimi urzędnikami rządowymi, którzy opowiadali z rozżaleniem czy też wręcz oburzeniem o swoich kolejnych porażkach na forum europejskim w stosunku 22:3, 23:2 a nawet 24:1. Skłoniło mnie to w końcu, nie wnikając tutaj w merytoryczne przyczyny ponoszonych klęsk, do postawienia jednemu z polityków nie do końca grzecznego pytania: Chcecie mieć Państwo rację czy chcecie coś załatwić?

    Dyplomacja to sztuka, to umiejętność realizowania celów politycznych własnego państwa na polu międzynarodowym. Głównym zatem zadaniem dyplomaty wzgl. polityka jest przekonać zagranicznego partnera do własnych celów. Generalnie, żeby się tak stało, polityk winien posługiwać się językiem przyjaznym, być osoba otwartą, a przede wszystkim wiarygodną. I przewidywalną. Takich zasad, uważanych przez zawodowców wręcz za truizmy, jest oczywiście więcej. Dla przykładu: Partnerowi dajemy znać zarówno werbalnie i niewerbalnie, że jesteśmy sprzymierzeńcami. Polityk nigdy nie powinien być przeciwnikiem, lecz stale podkreślać chęć znalezienia rozwiązania korzystnego dla obydwu stron. Nie bez powodu mówi się, że dyplomacja to sztuka rozwiązywania konfliktów w taki sposób, że każda strona uważa się za zwycięzcę.

    Tego wszystkiego mi dzisiaj brakuje, tej przewidywalności, tego zaufania, tej chęci szukania kompromisów. Stajemy się niekoalicyjni. Tracimy wiarygodność. Pogarszamy gwałtownie swą reputację. Wartość rynkowa marki „Polska” pikuje w dół. I ponownie nasuwa się wątpliwość (nie wnikając w dalszym ciągu w kwestie merytoryczne), czy czasem nie chcemy mieć znów za wszelką cenę racji? Tylko co z tym nastawieniem ugramy? Kto nas poprze w najbardziej nawet słusznych sprawach? W polityce nie ma miejsca na megalomanię. To twarda rzeczywistość. No chyba, że naszą polityką kieruje obecnie zupełnie inna logika.

  2. 1) O ile sobie przypominam, w wywiadzie dla FAZ prezydent chwalił panią kanclerz za stanowczość w polityce wobec Rosji i zwracał z apelem do państw UE o wsparcie jej wysiłków (optyka zmienia się gdy przestaje się być kandydatem, a zaczyna prezydentem: lepiej rozumie się wówczas, że mało kogo poza Niemcami interesują sprawy wschodnie i że obecna kanclerz wcale nie jest dla Polski złą opcją). Tamten wywiad, FAZ zatytułował bodajże: „Zadeklarowany przyjaciel Niemiec”, ale przecież pan dobrze o tym wie. Także dwa pierwsze szczyty zostały dobrze poprowadzone (dlatego też nie rozumiem skąd ta figa w tekście):
    http://www.rp.pl/Swiat/312209897-W-Brukseli-PiS-lagodnieje.html
    http://wiadomosci.onet.pl/swiat/beata-szydlo-dala-rade-w-brukseli/7sg6lr
    2) Zgoda co do oceny koncepcji Międzymorza, ale nie słyszałem by była ona promowana przez MSZ. Proszę mnie poprawić jeśli się mylę.
    3) Strategiczny sojusz z Wielką Brytanią również wydaje mnie się pana dość swobodną interpretacją.
    4) Myślę, że MSZ realnie postrzega Chiny jako li tylko partnera handlowego, na który reorientacja oznaczałaby także zmianę polityki wobec Rosji. Wektory polskiej polityki zagranicznej są stałe i nikt ich nie podważa.
    5) Czy jest pan przeciwko uczestnictwu Polski w programie NATO Nuclear Sharing?
    6) Nie mogę się niestety zgodzić z twierdzeniem, że Europa Zachodnia zawdzięcza Polsce zrozumienie agresywnej natury polityki rosyjskiej, mając w pamięci naiwniacką politykę uśmiechów obiecaną w kampanii i realizowaną po 2007 roku czy udanie się z pierwszą wizytą do Moskwy, a nie Kijowa (pamięta pan teksty śp. Bohdana Osadczuka z tamtego czasu? Jak to leciało? „Takich oświadczyn Polski z Rosją nie było od bardzo dawna”?).
    7) Wspomnień Lecha Wałęsy-polityka bym Polakom (i gościom zza granicy) jednak oszczędził. Strach pomyśleć, gdzie byśmy dzisiaj byli gdyby wałęsowe NATO-bis weszło w życie (no i gdybyśmy nie mieli rządu Olszewskiego, który jasno określił kierunki polskiej polityki – o ironio, przecież to praktycznie Ci sami ludzie których nazywa pan dziś dyletantami:)
    8) Na koniec, cytat z rosyjskiego politologa Fiodora Łukianowa: „A jednak członkowie wszystkich przyszłych polskich rządów powinni wspominać braci Kaczyńskich dobrym słowem za każdym razem, gdy będą wybierać się na europejskie spotkania. Uparcie broniąc swojego stanowiska Kaczyńscy naprawdę podnieśli status Polski w UE. To oni zmusili duże europejskie stolice do liczenia się ze stanowiskiem Warszawy i do tego by o wiele więcej niż dotąd uwagi poświęcać nowym państwom członkowskim. Ustępstwa do których zmuszono Unię w ostatnich miesiącach zapewniły bowiem Polsce stabilną pozycję na wiele dziesięcioleci.”

    Pozdrawiam

Dodaj komentarz