Podsumowanie piłkarskiego sezonu czyli czy Donald Tusk zostanie mężem stanu?

Cała opozycja czekała, że Tuskowi się nie uda. Porażka piłkarskiego euro miała być sygnałem do ataku na nieudolny rząd. Ale stało się inaczej i choć  nasi piłkarze przegrali Tusk wygrał.

Ma więc on teraz wszelkie szanse by rządzić do końca kadencji. Gdyby mu się to udało byłby to sukces. Gdyby wygrał następne wybory byłby to sukces tym większy. W krajach takich jak Niemcy czy Francja epoki polityczne mierzy się nazwiskami polityków rządzących czasem po lat 14 lub dłużej (Adenauer, Kohl, Mitterand itd.).  Dlaczego więc w Polsce, jeśli rząd będzie sobie dobrze  dawał radę, PO i Tusk nie mieli by rządzić nie tylko osiem ale nawet dwanaście lat. Czy nie oznaczałoby to stabilizacji politycznej kraju? I czy rząd należy zmieniać, jeśli dobrze rządzi (to jest oczywiście pytanie do wyborców? Gdyby Tuskowi udało się pozostawać z sukcesem przez 12 lat przy sterze władzy, z pewnością wielu byłoby skłonnych nazwać go mężem stanu. Czy jednak jest to możliwe?

Jeśli nie wydarzy się katastrofa, jaką byłby rozpad strefy euro, a nawet i wtedy  jeśli przy okazji nie rozpadnie się EU, Polska ma szanse iść do przodu zwłaszcza na tle innych, którzy dzisiaj przeżywają trudności. 2-3 procentowy wzrost gospodarczy nie jest może imponujący w porównaniu z dawniejszymi czasami, ale i tak jest to dużo w porównaniu z krajami,   dla których nawet 1% jest nieosiągalny. Polski GDP per capita to  już dzisiaj ponad 60% GDP unijnej średniej  (a punkt startowy to  zaledwie z 32%)  i ma wszelkie szanse osiągnąć 75% w ciągu najbliższych lat i średnią unijną około roku 2030. Już dzisiaj odczuwalne jest zmniejszenie się dystansu do Zachodu w szczególności do Niemiec widzianych w Polsce zawsze  jako kraj bogaty. Wkrótce okazać się może nawet , że choć wciąż znacząco ubożsi od Niemców na Zachodzie, jesteśmy bogatsi od Niemców w byłej NRD (u nas 20 tys tam tylko 24 tys. $ per capita). Wiadomość o tym może w przyszłości sprawić  polskiej opinii publicznej więcej satysfakcji niż nawet wygrana w piłkę nożną z reprezentacją Niemiec.

Polityczną siłę wciąż daje Tuskowi i PO słabość opozycji, zarówno tej z prawa jak z lewa. Duża część wyborców nie koniecznie zadowolona jest z PO.  Narzekanie na bezbarwność PO jest powszechną konwencją, zgodną zresztą z polską obyczajowością, że w żadnym wypadku nie należy chwalić władzy.  Mimo to głosuje się jednak na PO z braku alternatywy.

Opozycja z prawa tak zajęta jest sugerowaniem, że w Smoleńsku doszło do zamachu, że właściwie nic więcej od niej nie słychać.  Widoczne jest  też, że jeśli nawet rząd powie, że ziemia krąży dookoła słońca, to PIS temu zaprzeczy. Jest to rewolucyjna koncepcja opozycji, wedle której rząd z zasady nie może mieć racji i jego racji się nie dyskutuje, w gruncie rzeczy bowiem rządzi on „nielegalnie”. Rządowi się jedynie przeczy  (jak było w sprawie przedłużenia wieku emerytalnego). PO z Gowinem ma też dostatecznie konserwatywne skrzydło, aby PIS nie zdobywał głosów wśród wyborców z centroprawicy. W gruncie rzeczy PIS ze swoją obecną polityką musi pozostawać obszerną niszą, bez szans poszerzenie swoich wpływów.  Jedynym atutem tej partii pozostaje to, że widziana jest ona przez część społeczeństwa  jako strażnik polskiej tożsamości, co jest problemem nie bez znaczenia w okresie tak wielkich zmian cywilizacyjnych.

Nie widać jednak, aby PIS miał do zaprezentowania jakąkolwiek alternatywę w sprawach gospodarczych czy polityki zagranicznej. Obsesyjne sprzeciwianie się wszelkiej polityce obecnego rządu utrudnia temu nurtowi politycznemu sformułowanie czytelnego dla szerszej opinii publicznej programu. Ponadto prezes Kaczyński ma coraz większe trudności we własnych szeregach.  Fronda Ziobrystów jest tego poważnym sygnałem. Młodzież głosująca na PIS ma silne ciągoty narodowe i jest bardziej „endecka”, jak się wydaje,   od Kaczyńskiego-piłsudczyka.

Krytykując Kaczyńskiego trzeba jednak umieć przyznać mu choć cząstkową rację. Jego sceptycyzm przyczynił się przynajmniej do tego, że nie weszliśmy do strefy euro, z czego obecnie profitujemy. Również jego zasada, że na prawo od PIS-u jest tylko ściana, choć dla części wyborców jest odrzucająca, powoduje, że prawa strona sceny politycznej jest mniej zanarchizowana.  PIS wydaje się jednak formacją skazaną na wieczną opozycję. Następne porażki PIS mogą też zakwestionować przywództwo Kaczyńskiego. Liczą na to politycy z „Solidarnej Polski” nie wydaje się jednak by mieli więcej do powiedzenia od PIS-u, z której wyszli i która ich ukształtowała. Jej czołowe postacie pp. Ziobro i Kurski wydają się przede wszystkim zaprawieni w personalnych bojach nie zaś w pracy programowej.

Czy na prawicy pojawić się może poważna alternatywa dla PO? Warunkiem tego byłoby pojawienie się środowisk  i postaci budujących jakąś atrakcyjną własną wizję przyszłości kraju. Nie wydaje się by dla Polaków jakakolwiek wizja rewolucyjnych zmian mogła się wydać atrakcyjna, a więc to raczej umiarkowani konserwatyści, a w żadnym przypadku  jacyś nachalni narodowi, mieli by na to szanse.  Z zainteresowaniem czytam „Rzeczy Wspólne” przyglądając się środowiskom podobnym do Fundacji Republikańskiej, wydaje się jednak że mają one jeszcze długą drogę przed sobą, by zbudować program mający zdolność pozyskiwania wyborców. Grozi im zarazem, że zanim się im to uda, zostaną połknięte i rozmyte przez PIS.

Podobnie jak prawicowa również lewicowa opozycja nie stanowi specjalnego zagrożenia dla PO i rządów premiera Tuska. Pojawienie się Palikota wydawało się początkowo zagrożeniem. Zagłosowała na niego młodzież, chyba trochę na zasadzie happeningu i znudzenia polityką. Pomijając cynizm tego polityka, u którego trudno dopatrzeć się jakiekolwiek kręgosłupa ideowego, coraz bardziej widoczne jest, że nie ma on wiele do powiedzenia.  Palikot szermuje hasłem nowoczesności, ale nowoczesność jego formacji ma niemal wyłącznie twarz Anny Grodzkiej i Roberta Biedronia. Po pierwsze nie wydaje się, że nowoczesność musi polegać na zmianach obyczajowych , po drugie ciągłe eksploatowanie tej tematyki staje się jednostronne i nużące. Palikot to zarazem nagromadzenie niemal wszystkich wad dużej części naszych polityków – gwiazdorstwa, egocentryzmu, mizerii intelektualnej i braku rzetelności. Jeśli jest nawet jednym z najbarwniejszych politycznych celebrytów, nie wystarcza to do zrobienia poważniejszej kariery politycznej. Polski wyborca wciąż uczy się i coraz trudniej nabić go w butelkę (jak kiedyś udało się Tymińskiemu).

Choć bez szans na sukces dużo bardziej rzetelnym wydaje się przywódca SLD Miller. Potrzeba partii lewicowej jest w Polsce oczywista i część wyborców zawsze zechce oddać na nią głos. Obciążeniem SLD jest wciąż atmosfera postkomunizmu, który ją otacza (to związane jest z PZPR-owiskimi życiorysami wielu czołowych postaci) i trudnościami przyciągnięcia nowych twarzy. SLD czyniła to wyjątkowo nie umiejętnie, stawiając na tylko na młodość a nie na jakość, co skończyło się dla tej formacji niemal katastrofą.

Lewicy brak pomysłu na nowe samookreślenie. Polega to m.in. na lęku przed rozrachunkiem z przeszłością, gdy tymczasem,  dopowiem na marginesie , że to właśnie lewica w Polsce, gdyby się do nie rozsądnie włączyła mogłaby na tym najwięcej wygrać.  Boi się jednak dyskusji o PRL jak diabeł święconej wody, pozostawiając tą  problematykę  niemal wyłącznie  prawicy. Debaty historyczne mogłoby natomiast oczyścić polityczne przedpole zaminowane nierozrachowaną przez samą lewicę „komunistyczną” przeszłością.

Lewica w Polsce, podobnie jak większość lewicy europejskiej, ma trudności ze sformułowaniem programu, gdy wszelkie recepty klasycznej lewicy, wobec szalonych przemian cywilizacyjnych,  wzięły w łeb. Dopóki poprawa warunków życia jest systematyczna a rozpiętość majątkowa nie aż tak wysoka, trudno też aby „lewicowy”  temat bardziej sprawiedliwej dystrybucji dóbr dawał wyborczą większość.

Próby intelektualnej odnowy lewicy przez środowiska takie jak „Krytyka polityczna” wydają się zaś skażone intelektualnym snobizmem. Mają szansę zdobywania popularności wśród młodzieży z wielkomiejskiej nowej klasy średniej (a może nawet powoli kształtującej się upper-middle class) marzącej o jakiejś wielkiej ideowej przygodzie.  Nie jest  jednak receptą  dla zwykłych zjadaczy chleba, którzy pragną bezpieczeństwa i dobrobytu (na własną skromną i rozsądną miarę).

Czy jednak słabość opozycji powoduje, że Tusk może praktycznie nic nie robić i mimo to cieszyć się poparciem większości? Byłaby to odpowiedź z gruntu fałszywa, choć w podświadomości wielu działaczy PO istnieje takie właśnie wyobrażenie.

Być może sukces piłkarskiego euro wyznacza w tym sensie istotną cezurę, że następne lata zapowiadają coraz więcej trudnych problemów,  z którymi trzeba będzie umieć się uporać.  Jest nim z pewnością problem polskiej słabnącej demografii. Reforma emerytalna to jedynie pierwsze z posunięć, jakie w tej dziedzinie należy podjąć (ten pierwszy krok, dość pospieszny – co może było potrzebne na początku kadencji – był jednak w wielu punktach nieumiejętny).  Gigantycznym wyzwaniem są kwestie energetyki. Administrowanie potencjalnym bogactwem, jakim są łupki, może być dla rządu zarówno źródłem sukcesu jak i porażki.

Wydaje się, że PO może tak długo rządzić, jak długo większość wyborców, wierzyć będzie, że rządy te wprowadzają w kraj w nowoczesność. Polacy ze swoją tak bolesną dla nich przeszłością (którą kochają zarazem chcąc ją odrzucać) są intencjonalnie bardziej umiarkowanymi  modernistami niż tradycjonalistami, mając skądinąd w wielu sprawach dość konserwatywne poglądy.  I właśnie aby ową polską nowoczesność podtrzymać jednym z najistotniejszych problemów wydaje się być szkolnictwo. Kwestie te sprawiają jednak PO nader poważne trudności. Między innymi dlatego, że szkolnictwo z trudnością staje się „gorącym” tematem politycznym, którym rząd musi się zająć. Jest to raczej problem spychany wciąż na drugi plan, którym mają zajmować politycy drugiej albo trzeciej rangi.

Wreszcie problemem dla Tuska może być tożsamość formacji której przewodzi. Zrozumiałe jest, że każda rządząca partia obrasta bezideowymi konformistami.  W tej sytuacji, aby utrzymać minimum ideowości (która mimo wszystko potrzebna jest w polityce) konieczne jest powiedzenie „kim się jest”, „nazwanie zasad, których chce się trzymać”  a także posiadanie jakiejś wspólnej intelektualnej  biografii. Z tym Platforma ma duże trudności. Jedni mają ją za liberałów, od czego „platformersi” się niekiedy odżegnują, a w sumie formacja silna swoim pragmatyzmem ma nader słabe intelektualno-ideowe zaplecze, tak jakby cała energia umysłowa tego środowiska wyczerpywała na zagadnienia gospodarcze. Symbolem tej słabości intelektualnej PO może być Instytut Obywatelski, całkowicie nie spełniający swoich zadań w zadziwiający sposób bardziej zbliżony swoim profilem do ruchu Palikota niż do nurtu prawdziwie liberalnego. A dyskusji o własnej tożsamości PO potrzebuje tym bardziej, że jej zakorzenienie w tradycji polskiej kultury politycznej jest słabsze od większości jej oponentów. Nawiązanie zaś do najbardziej nawet ogólnie pojętych wzorców i symboli z przeszłości potrzebne jest każdej formacji politycznej z pretensjami do trwałości. Tusk będzie mógł rządzić tym dłużej – ktoś może to poczytywać za paradoks – im bardziej przekona opinię publiczną, że PO jest formacją trwałą, która będzie istnieć również po nim.

Co po sobie jednak może pozostawić? Rozpad PO w najbliższym czasie oznaczał by dla Polski poważne perturbacje polityczne, a odwrotnie ustabilizowanie systemu partyjnego byłoby wielkim sukcesem polskiej kultury politycznej. Trwanie i sukces Tuska może okazać się dobry dla innych formacji, jeśli będą one miały czas na przeobrażenie w silną i kompetentną opozycję – inteligentny konserwatyzm i nie mniej inteligentną lewicowość. I któregoś dnia wyborca bez lęku będzie mógł powierzyć władzę którejś z tych formacji. A emerytowanego Tuska wszyscy uznali by wtedy za męża stanu. Tak jednak nie musi się wydarzyć, bowiem w polityce zbyt wiele zależy od przypadku, a czy Tuskowi starczy nie tylko zręczności ale zdolności by z powodzeniem rządzić dostatecznie długo tego wciąż nie wiemy. Warto się jednak zastanawiać czy to jest możliwe.



Kategorie:Polityka polska;, Zapiski obywatela

Tagi: , , ,

2 replies

  1. Temat mało interesujący a intencje Autora oczywiste. O czym tu dyskutować?
    Uważam, że znacznie bardziej interesujący jest temat o tym, czy Rosja, jeszcze w tym roku, doprowadzi do upadku istniejącego rzadu.
    Moim zdanie, wiele na to wskazuje. Chciałbym poznać zdanie Autora na temat z jakąś próbą jego uzasadnienia.

  2. Wzrost na poziomie 2-3% w takim kraju jak Polska w kraju rozwijającym się czyli takim, w którym wzrost zawsze jest trochę wyższy niż w państwach takich jak Niemcy czy Francja, jest wzrostem śmiesznym nawet jeśli czyni to z nas jeden z najszybciej rozwijających się krajów w najwolniej rozwijającym się rejonie świata, jakim jest Europa. Model wzrostu oparty na byciu montownią niezbyt wysoko przetworzonych produktów ma krótkie granice rozwoju.Tak jak za czasów Gierka cieszyło nas otwieranie hut gdy ,,zachód” otwierał fabryki lodówek telewizorów teraz cieszymy się z montowni laptopów i fabryk pralek gdy tam rządy starają się stymulować rozwój nanotechnologii robotyki biotechnologi itp.. Ile wydajemy procent PKB na edukacje badania i rozwój (i jaki tego % idzie na to co się da przekuć na sukces biznesowy)?
    Fabryki AGD i RTV powstają też w Chinach Bangladeszu czy Algierii, tylko że tam przyrost naturalny jest taki, że ich pracownicy będą w stanie odprowadzić wystarczająco dużo składek żeby utrzymać emerytów u nas wypadałoby by żeby odprowadzający składki pracowali na dobrze płatnych stanowiskach jeśli nie chcemy ciągle podwyższać wieku emerytalnego.
    Nie wiem czy NRD z jednej strony rozpuszczone przez RFN miliardami marek z drugiej strony drenowane przez to samo RFN z ludzi ambitnych i aktywnych jest dobrym punktem odniesienia porównujmy się lepiej z krajami Bałtyckimi które po chwilowych kłopotach znów rozwijają się szybciej od nas, Turcją czy Koreą Płd albo Izraelem(te dwa ostanie mogą być świetnym przykładem rozwoju wybranych gałęzi przemysłu).
    Zahaczyłem powyżej o demografię, bowiem w tym roku rząd sięgnie po prawie 3 mld zł z Fuduszu Rezerwy Demograficznej w sumie przez trzy lata wyprowadzoną z stamtąd 14 mld zł połowę tego co odkładano przez dekadę Zgodnie z założeniami reformy emerytalnej z 1999 r., pieniądze z FRD miały ratować finanse państwa za 10-20 lat, kiedy Polskę dotknie kryzys demograficzny. Niedługo wyż z lat 50. zacznie przechodzić na emeryturę i dziura w powszechnym systemie ubezpieczeniowym (czytaj: w finansach państwa) zacznie się powiększać. FRD miał łagodzić ten szok.no ale to już nie problem męża stanu nawet jeśli będzie rządził te 12 lat nawet jeśli podniesiony zostanie wiek emerytalny(co wcale nie musi oznaczać większych składek raz dwa efekty tego nastąpią później niż za 10lat) to i tak zostawi ten problem następcy.ciekawe gdzie ci wszyscy co chcieli rozerwać(słusznie zresztą) Leppera za pomysł sięgania po rezerwy walutowe.Gdyby premier bardziej zdecydowanie jak wypada to mężowi stanu zajął się kontrolą wydatków państwa, nie musiałby przejadać demograficznych zaskórniaków.
    Ja bym Tuska mężem stanu nie nazwał – polityk dąży do udziału we władzy lub do wywierania wpływu na podział władzy, a partia polityczna to grupa osób, która chce zdobyć i utrzymać władze, więc Tuski jest wybitnym politykiem i wybitnym przywódcą partii.
    Mąż stanu – to osoba uzależniająca każde swoje działanie polityczne od racji stanu. Natomiast ten premier uzależnia większość swoich działań od utrzymania władzy.To jest definicja męża stanu a nie długość rządów, Lee Kuan Yew w Singapurze czy wspomniany przez pana Adenauer byli mężami stanu bo przyczynili się do rozwoju kraju a nie dlatego że zapewnili ,,stabilizacje polityczną” stabilizacja jest też na Białorusi a jeszcze większa w Koreii Płn..Tusk przejadł ogromne środki zwiększył zatrudnienie w administracji podwyższył podatki i tyle za kilka lat przyjdzie nam za to płacić tak samo jak za stadiony które na siebie nie zarobią w tak słabej lidze(tam gdzie jest wysoka frekwencja kluby same budują stadiony bez euro bo im się to opłaca) i za autostrady które budowane w pospiechu będą psuły się pewnie jeszcze bardziej niż te budowane do tej pory. Ale to już nie zarzut do Tuska, bo za Euro piłkarskim byli wszyscy, byłem ja sam i lewica i prawica i nawet przedsiębiorstwa budowlane budujące na nie obiekty, które zbankrutowały albo zaraz zbankrutują.

Dodaj komentarz